
Dwóch hanysów z Rudy Śląskiej, Olek i Franek, przemierzało beztrosko, szarawe blokowiska. Jak w każdy weekend , udając się na zimne piwko. Długie włosy i postrzępione spodnie bynajmniej nie wskazywały na to, że są to fani Lady Gagi.
Wtem drogę przeciął im niebieski samochód marki Polonez. Kątem oka zdołali dostrzec w środku czterech metalowców, kręcących głowami w rytm Linkin Park.
To od razu wydało się naszym bohaterom podejrzane.
- Franek, dej pozór na ta rejestracja! - zerwał się Olek.
- Kuźwa, Sosnowiec!
I już sytuacja stała się jasna. Bo jakim prawem pozerzy ze sosnowca śmią nawiedzać ich sterylny teren.
Zignorowali jednak tą sytuację nie dając sobie zepsuć dnia z zimnym browarkiem.
Dotarli po kilku minutach do „Gryfnego Sztygara“. Ich ulubionej knajpy, do której razem chodzili od piaskownicy.
Widok, który zastali wprawił ich w osłupienie. Sosnowieckie cwaniaki siedziały w ich ulubionym miejscu.
- Badej tego ciula! - Odezwał się Franek - Pije Tyskie z sokiem malinowym!
Tego było już za wiele. Obydwaj podeszli do gości z zamiarem pokazania im gdzie ich miejsce.
Niestety gdy tylko podeszli do stolika, za ich plecami wyrosła olbrzymia sylwetka.
- Czego śmiecie? - krzyknął mięśniak.
- To nosz teren i niy mocie tu nic do szukania cioty - odparował natychmiastowo Olek.
- Czyżby? Od dzisiaj ten teren należy do bandy Klocka wy śląskie cwele.
- Jak wyłazisz z kibla to byś rozporek zapiął - warknął Franek.
Wykorzystując nieuwagę mięśniaka, Franek piznął mu z całej pety w ryja.
Pozostali natychmiast się poderwali z miejsc ,stając w obronie swojego szefa.
Franek natychmiastowo zdzielił w dwóch z podwójnego obrotowego kopa ,następnie łapiąc za wszarz jednego i naparzając po gębie. Niestety nie zauważył jak Klocek złapał jego kumpla Olka, który następnie został masakrowany przez jego kolesi.
Ledwo skończył z tymi dwoma a ktoś z tyłu obezwładnił go ciosem butelką w głowę.
Gdy się ocknął do jego uszu dotarł odgłos, jadącej w oddali, karetki. Otworzył oczy dostrzegając dziesiątki gapiów. Odwrócił się w stronę leżącego kumpla.
- Olek! Olek!!!
Był już martwy...
Po kilku miesiącach banda Klocka rządziła całym miastem. Lecz Franek się nie poddał.
Wytrwale trenował w pocie czoła by zmierzyć się z każdym pojedynczym przydupasem Klocka a później zemścić się na nim samym za śmierć swego przyjaciela.
Tak (mniej więcej) przedstawia się fabuła gry Franko: The Crazy Revenge.
Wyprodukowana w 94 roku przez trzyosobową załogę World Software i wydana przez Mirage, scrollowana bijatyka, podzieliła ludzi na dwa obozy. Jedni uważali grę za dno z marną grafiką i nie wartą uwagi. Inni wręcz przeciwnie twierdzili, że jest genialna.
Ja zdecydowanie zaliczam się do tej drugiej grupy. Ta gra to zdecydowanie klasyk. Ale po kolei.
Spadaj Pierdoło!:

To co czyni Franko :TCR wyjątkową amigową bijatyką to fakt, że została zrobiona przez polaków dla polaków. Jej niepowtarzalny klimat, który można zrozumieć tylko wtedy gdy jest się polakiem. Szare, zasprejowane, wulgarnym grafitti, blokowiska. Polskie sklepy, samochody. Swojski język, może niezbyt lotny ale jakże chwytliwy
Dla mojego pokolenia i ludzi z którymi się na osiedlu wychowywałem ta gra miała coś co definiowało amigowy klasyk. Każdy kogo znałem mówił o Franko i to całkiem pozytywnie.A nie kumający fazy PC-towcy tylko się przyglądali dziwnie z boku.
Jedna ważna sprawa. Tej gry nie można brać na poważnie. Widać, że sami twórcy podeszli do tematu na luzie. I wyszło im to zdecydowanie. To esencja polskiej gierki robionej przez grupę zapaleńców w domowym zaciszu. Nie drażnią mnie tła rysowane w DPaint i pokraczne sylwetki przeciwników. Liczy się grywalność i klimat.
W ryja go!:
Jak w każdej scrollowanej bijatyce dostępny jest wachlarz różnych ciosów. Mamy więc ciosy pięściami, kopniaka w krocze, kop z wyskoku a’la Bruce Lee,możemy złapać przeciwnika i walić z baniaka lub sklepać glanem po mordzie a potem leżącego jeszcze dobić.
Jest też specjalny cios, który trafia przeciwników po obu stronach gdy robi się za gorąco.Mamy też do dyspozycji dwa rodzaje rzutów.
To właśnie moc tych ciosów sprawia, że tak miło się w to gra. Żadne kung-fu i fair play. Po prostu ostre, brutalne napieprzanie. Ulica spływa czerwoną posoką, przeciwnicy wymiotują krwią i wydają przy tym niesamowicie śmieszne odgłosy.Gdy przechodzimy level zostawiamy za sobą stosy krwawych trupów. Po każdym poziomie następuje sub-level gdzie możemy pojeździć maluchem i rozjeżdżając wrogich osobników zyskujemy dodatkową energię i życia. Mimo, że rozjeżdżanie starego mohera z laską też jest zabawne to niestety tracimy przez to energię.
W grze możemy także wybrać, poza samym Franko, Alexa, który jakimś cudem wskrzesił się i postanowił pomóc w łamaniu kręgosłupów.
Synek!:
Choć grafikę należy traktować z przymrużeniem oka to jednak nieco drażni fakt że jest wykonana w szesnastu kolorach. Co jest spowodowane faktem,że pamięć jest zużywana przez pozostające trupy na ulicach a gra była przeznaczona na Amigę z 1MB RAM.
Kolejny mankament jest taki że gdy nauczymy się wprawnie lać tyłki to Franko okazuje się bardzo krótką grą i pozostawia niedosyt. Co prawda poziomy są długie, ale tylko trzy.
Może też denerwować fakt, że czasem zostajemy otoczeni grupą bydlaków z każdej strony i nie jesteśmy w stanie się nawet podnieść. Żonglują nami, kopiąc na przemian jak piłkę a my nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Jedyne wyjście to nawalać w przycisk aż w końcu uda nam się trafić w moment gdzie będziemy w stanie się uwolnić. Drugi sposób to po prostu nie dać się osaczyć.
Muzyka w grze jest jaka jest. Nic nadzwyczajnego, ale jako tło do walki sprawdza się dobrze.
Najlepszy jest zdecydowanie motyw główny, który na stałe wbije się w pamięć amigowców.
Można tej gry nienawidzić, ale z pewnością motyw główny i tak będzie się pamiętać.
Brykej!:
Franko to niewątpliwy klasyk. Zupełnie inny od komercyjnych nawalanek. Krwawy, wulgarny i do bólu swojski, co czyni go tak sympatycznym programem.
Nie wszyscy lubią tą grę i szanuję ich opinię. Ale wiele ludzi po prostu nie rozumie tej gry.
Trzeba ją potraktować z przymrużeniem oka i nie spodziewać się że to będzie Final Fight.
Gra sprawiała mi wielką frajdę w latach '90 i sprawia mi frajdę teraz.
Powstała także konwersja tej gry na PC. Niestety mimo że grafika uległa poprawie to gra została wykastrowana. World Software nie miało z nią nic wspólnego.
Konwersja jest mocno pocięta. A same blokowiska już nie mają tego klimatu. Jakby zostały wyczyszczone ,odmalowane a wszyscy mieszkańcy schowali się w domach.
To amigowa wersja zapisze się na stałe w pamięci jako ta jedna z wielu starych gier których nie sposób nie kojarzyć.
Na zakończenie tego tekstu w celu poparcia swojej tezy dodam małą historyjkę, gdy rok temu siedziałem ze znajomymi na ognisku i rozpoczęła się rozmowa na temat dawnych czasów, po czym moja przyjaciółka wypaliła z tekstem „A pamiętacie Franko na Amidze? ku*** to była zajebista gra“, rozpoczynając tym samym entuzjastyczną dyskusję.
Ściągajta EXE i grajta.


Gameplay z wersji unrated na oficjalnym kanale The Company