Mało tego, po internecie krążą zdjęcia, dziś także już niedostępne na stronach NASA, które budzą uzasadnione wątpliwości. Problemy z cieniami, brak piasku na płozach lądownika po lądowaniu czy wręcz uszkodzony skafander, który w zasadzie groził astronaucie śmiercią.

Wspomniany brak piasku na płozach lądownika.
Ale zacznijmy od historii. Amerykanie wiedzieli o ataku na Pearl Harbor, dosłownie na kilka dni przed atakiem wycofali najnowsze jednostki, a to dlatego, że wcześniej złamali kody Japończyków. Atak został sprowokowany po to, by USA mogło wypowiedzieć wojnę państwom OSI.
Zamach na Kennediego także był dziełem więcej niż jednego człowieka, co udowodniono dość dobrze dzięki nagraniom. Było więcej strzałów i nikt nie był w stanie tak szybko przeładować broni. Kennedy przeszkadzał wielu wpływowym amerykanom i nie tylko.
Trochę później mamy zamach w Oklahoma City. Jeden z ekspertów badających miejsce wybuchu stwierdził, że zniszczenia są zbyt duże jak na bombę domowej roboty. Niedługo potem zginął w wypadku. Rząd USA mógł podjąć walkę z antyrządową paramilitarną milicją "patriotów" jak ich nazywano.
Historię z września 2011 zna każdy i chyba każdy widział filmy, które mnożą dziwne zbiegi okoliczności i niejasności. Oczywiście to przyczyniło się do krucjaty USA przeciw terrorystom, a więc zaostrzenie środków bezpieczeństwa i ograniczenie wolności obywateli, oraz oczywiście atak na Afganistan.
Znając te fakty, można założyć, że USA wielokrotnie oszukiwało światową opinię publiczną i własnych obywateli w celu osiągnięcia konkretnych korzyści. Rodzi się więc pytanie, czy nie posunęli się do tego także podczas największego wyścigu w historii ludzkości.
Nie wiem, czy kojarzycie film Koziorożec jeden. Opowiada on o pierwszej załogowej misji na Marsa, jednak od początku była ona planowana jako mistyfikacja. Astronauci chwilę przed startem zostają zamknięci w hangarze, gdzie, szantażowani w marsowej atmosferze potrzebami transmisji telewizyjnej i propagandą sukcesu, mają udawać lądowanie.
By zrozumieć presję jakiej poddawani byli pracownicy NASA, by to USA jako pierwsze postawiło nogę na Księżycu nie trzeba zbyt wielkiej wyobraźni. To był krok symboliczny, by pokazać kto tu jest najlepszy, które państwo jest największą potęgą światową. Dodam tylko, że telefony z Pentagonu wręcz się tam urywały.
Nie trzeba także zbyt wielkiej wyobraźni, by uświadomić sobie jak trudne było to na owe czasy wyzwanie i jak niebezpieczne. Stawka była ogromna, czas naglił, a liczba ofiar rosła po jednej i po drugiej stronie.
A więc gdyby tak dokonać mistyfikacji? Cel był jeden, Jankesi na Księżycu. A jeśli zginą w drodze powrotnej? Trudno, wypadki się zdarzają… I tu dochodzimy do sedna. Najpoważniejszym argumentem za tym, że jednak misja Apollo się powiodła jest liczba osób, które musiałby by brać udział w spisku i ktoś musiałby w końcu „pęknąć”. Z tym, że to wcale nieprawda.
Systemy monitoringu nie były wówczas tak popularne i rozbudowane jak dziś, astronauci mogli zniknąć w wielu miejscach po drodze do rakiety, by znaleźć się w odpowiednio przygotowanej replice jej wnętrza na czas „lotu” , a potem sfingować lądowanie.
Bardzo łatwo również oszukać tych wszystkich kontrolerów, śledzących lot. Wystarczy przekierować sygnał radiowy tak by nadajnikiem była właśnie rakieta, a potem lądownik, które jak udowodniły różne obserwacje – transmisja była nadawana z Księżyca.
Parametry lotu pochodziły faktycznie z rakiety nośnej, a potem z lądownika, ale były tylko retransmitowane. I nie, opóźnienie nie gra tu roli, ponieważ w przypadku odległości Ziemia – Księżyc wynosi zaledwie 1,3 sekundy.
Tak więc mamy cel, środki, sposób oraz wiedzę o tym, że nie był by to pierwszy raz. Co ciekawe nie ma nagrania lądowania załogi Apollo 11 na Ziemi.
Co wy na to? Zapraszam do dyskusji
