Skopiowane z
http://blog.iperf.pl/?Post=6#6: Kupiłem komputer Apple – chyba się powieszę
W ubiegłą sobotę nieświadomie skazałem mój najlepszy gadżet na śmierć. Wysłużony już lekko, ponadczasowy i niezawodny IBM X60, którego używałem od czasów mojego studiowania umarł śmiercią naturalną, pozostawiony na noc na mrozie i deszczu. Z uwagi na wykonywany zawód, bez komputera nie rozstaję się nawet na krok, dlatego też postanowiłem zakupić nowy. Niestety, wypadłem zupełnie ze świata ‘nowości’, procesorów, etc. Odstraszały mnie wszystkie te ‘świecące’ dupiredła Asusa, Toshiby… nawet Sony, które za moich czasów młodości uchodziło za markę ‘exclusive’, obecnie robi sprzęty raczej dla bogatych nastolatek niż poważnego, wiekowego biznesmena Mimo sentymentu do marki IBM, nowe modele Lenovo wieją Chinami. Obudowa skrzypi, jest taka ‘delikatna’, bałbym się, że po prostu popęka w pierwszym roku użytkowania. I tak, trafiłem w końcu do jednego z łódzkich iSpotów. Od razu ostrzegam, nie jestem onanistą marki Apple – nigdy nie byłem, nie znam nawet tego Mac OS’a X. Uwielbiam minimalizm i chyba to urzekło mnie w nowym MacBooku Pro. Poczułem euforię, tak znalazłem sprzęt dla siebie! Mały, 13 calowy komputer, niezły procesor, dużo pamięci, bateria wytrzyma prawie 10 godzin pracy – same superlatywy. Do tego sprzedawca zapewnił mnie, że bez problemu mogę pracować na systemie Windows. Po krótkiej rozmowię – biorę! Na brak gotówki raczej nie narzekam, więc wybrałem najbardziej dopasisty model jaki był w sklepie. Płacę kartą, prawie 8 tys. PLN, do tego myszka Magic Mouse, ładna torebunia i licencja na Office::Mac – nie wiem po co bo i tak będę korzystał z oprogramowania Windows. Wracam do domu i tu pierwszy komentarz żony: „Szary?...”. Zamilcz kobieto, nie znasz świata. Wyjmuję z pudełeczka, wszystko pięknie opakowane, naklejka ‘Designed in California’ dodaje +100 pkt. do podniecenia. Już wiem czemu wszyscy tak jarają się Makami, iPodami, iPhonami, etc. Po prostu to wszystko wygląda magicznie. Obudowa wykonana z jednego kawałka aluminium, żadnych skrzypiących ‘łączeń’, matryca pokryta czystym, kryształowym szkłem, do tego podświetlana LEDami, ładowarka z wymyślną wtyczką, którą przyciąga magnes. Wszystko zdaje się być idealne. Instaluje Windowsa, instaluje dołączone sterowniki – wszystko działa jak należy. Kolejnego orgazmu dostałem po odpakowaniu myszy. Nie ma scrolla! Bo mysz po prostu ‘gładzi się po grzbiecie’. Szczyt designu!
Gdy opadły emocje, podniecenie i radość z nowego ‘nabytku’, czas było zająć się zaległą pracą. Jest sobota, wieczór, do napisania ok. 20 rutyn i dokończyć muszę 2 moduły w systemie produkcyjnym mojej firmy. W poniedziałek release, Klienci czekają. Instaluje SecureCRT, łączę się z serwerem, odpalam VIM’a i… „Gdzie do ku*** nędzy jest klawisz INSERT?”. Patrzę, szukam, patrzę… klikam, patrzę… ku*** nie ma! Nie ma klawisza Insert? Kto mógłby pozwolić sobie na to, aby nie było go na klawiaturze?! Odpalam Google… niestety potwierdza moje obawy, nie ma klawisza Insert na klawiaturze Apple. Nie ma także Delete, PageUp, PageDown, etc. Ochłoń… uspokój się. Przecież można używać ‘I’ lub ‘R’ naprzemiennie, ale co z przyzwyczajeniem? Nawykami? Ja chce ku*** Insert!... Dobra, jest ratunek – wciśnięcie Fn + Enter daje klawisz Insert. Pal sześć nawyki, mam insert i ładnego MacBooka. Między czasie przewalam repozytoria kodu zaciągnięte z mojego starego dysku, jest tam ok. 20 GB zrzutów produkcyjnych, wszystko zarządzane autorską aplikacją… i ‘dławi się’. Na IBM’ie wszystko było cacy, na MacBooku zdaje się wszystko tępo reagować. Szukam powodu – 4GB ramu – bez przesady, IBM miał tylko 2GB. Procesor? Bez przesady, Core2Duo 2,66 GHz, IBM miał o połowę słabszy i dawał radę. Dysk! Tak, to musi być to – w IBM miałem SSD 80GB Intela X-25 – tutaj jest jakiś archaizm – 320 GB 5200 rpm. Kto u licha wsadził do komputera za 7 tys. taki dysk?! Nic to, mam chwilę czasu – wymienię dyski. Odkręcam klapę zgodnie z załączoną przez Apple instrukcją. Wyjmuję stary dysk, wkładam SSD, skręcam komputer (12 śrubek), odpalam, wkładam płytę Windowsa i… ‘No drives were found.’. Google… i kolejny szok. Apple nie współpracuje ze ‘wszystkimi’ dyskami SSD. To sen? Nic to, rozkręcam komputer ponownie, kładę stary dysk i do pracy. Komputer mam 2 dni w domu, jestem na niego prawie wściekły, ale nic to… patrzę w ten czarny, smutny terminal, szukam błędu o którym pisze mi w Trackerze Klient i… znajduję, ale nie błąd tylko Dead Pixel. Tak, w komputerze za 7 tys. PLN po 2 dniach użytkowania - świecący na czerwono centralnie po środku ekranu. To co poczułem trudno opisać słowami. To tak, jakby w środku zajebistego stosunku damsko-męskiego kobieta zaczęła opowiadać jak dostała biegunki. O dalszych poczynaniach pozwolę sobię pisać w kolejnych postach. Najpewniej i jestem już o tym przekonany, komputer dam mojemu siostrzeńcowi niech zainstaluje sobie Sensible i go wykończy. Nigdy nie miałem Apple, teraz mam Apple i mieć już nie chcę. O!
Apple Sraple
Ach Ci użytkownicy Apfeli, większość cierpi na tragiczny przypadek syndromu
Buyer's Remorse i wmawiają sobie jakiego to genialnego zakupu dokonali, ale tylko nieliczni mają jaja żeby powiedzieć prawdę...
