Damian P., spokojny, nikomu niewadzący chłopak, zakochał się na zabój. Choć nigdy nie widział face to face swojej ukochanej, ani nie słyszał jej głosu, to wiedział, że to jedyna jego prawdziwa miłość. Tyle, że na razie wirtualna. Jakież było jego zdziwienie, gdy po 6 latach znajomości okazało się, że Ania to Radek, na dodatek o 8 lat starszy homoseksualista. Chłopak bił się z myślami. Co robić? Jak ukarać oszusta? Wybrał najgorzej jak mógł. Zabił go.
Wirtualną znajomość nawiązał, gdy był uczniem gimnazjum. Nie był dojrzały zarówno pod względem fizycznym, jak i emocjonalnym. Miał potwornego pecha, trafił na oszusta. Zakochał się nieszczęśliwie. I to go zgubiło. A Radek, ukrywający swoją orientację seksualną, zapłacił za swój dowcip najwyższą cenę.
Są wakacje, pogadajmy
Zaczęło się od tego, że w 2005 roku Damian P. z Zamościa zamieścił w telegazecie anons towarzyski. Zaczynał się od słów „Są wakacje, mam czas i chciałbym pokorespondować z rówieśnicą..." i podał e-maila. Po kilku dniach przyszła wiadomość: „Cześć, jestem Ania, skąd klikasz?”. Miał wówczas 14 lat.
Do tego czasu wiódł spokojne życie, mieszkał razem z mamą w jednym z bloków na osiedlu Słoneczny Stok w Zamościu. - Gdy skończył gimnazjum, poszedł do technikum hotelarskiego. Był przeciętnym, zamkniętym w sobie uczniem – mówi jeden z jego byłych nauczycieli. Nigdy też nie miał zatargów z prawem.
Lata leciały, a miłość na odległość kwitła. Chłopak wysyłał do ukochanej tysiące esemesów, ememesów, korespondowali też za pomocą Internetu, e-maili, komunikatora Gadu Gadu oraz wspólnie grali w gry internetowe. Radek - na potwierdzenie tego, że jest kobietą - wysyłał Damianowi zdjęcia (jak się okazało była na nich koleżanka jego siostry). Dziewczyna była w jego typie, piękna, długowłosa szatynka, na dodatek rówieśnica, tak jak chciał. Damian P. zwierzał się jej ze wszystkiego, opowiadał o swoich najgłębiej skrywanych sekretach, prawił komplementy. Ania odwzajemniała esemesowe czułości.
Chłopak dojrzewał, w końcu przestały mu wystarczać esemesy i maile od ukochanej. Chciał czegoś więcej, przytuleń, pocałunków, żywej rozmowy z Anną. Wielokrotnie dzwonił pod jej numer telefonu. Bez skutku. Anna nie odbierała, podczas gdy na każdą wiadomość tekstową zawsze odpowiadała. I to właśnie go zaniepokoiło.
Gdy nabrał podejrzeń, na wszelkie sposoby zaczął szukać informacji na temat swojej dziewczyny. Przeprowadził prywatne śledztwo. Szukał w Internecie kontaktu ze znajomymi Anny. Dzięki portalowi społecznościowemu Nasza Klasa zawężał mu się krąg poszukiwań. Gdy wysłał do Anny zaproszenie do tzw. grupy znajomych, okazało się, że zostało ono odrzucone. To wzbudziło jeszcze większą czujność Damiana. W końcu udało mu się ustalić, że jego znajoma ma jeszcze jedno konto na NK - ale już jako 28-letni Radosław S. z Mielenka Drawskiego (woj. zachodniopomorskie).
Damian P. poczuł się podwójnie oszukany. Dowiedział się, że osoba, którą pokochał, nie jest dziewczyną tylko homoseksualistą, na dodatek 8 lat starszym. Świat zawalił mu się na głowę. Gdy już wszystko było jasne, Damian P. zaczął planować, jak ukarać oszusta, który sobie z niego perfidnie zakpił. Wiedział, że nawet jeżeli zgłosi to na policji, ta nie kiwnie palcem, by oszusta ukarać. Nie było to przecież oszustwo w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Jedynie Kodeks wykroczeń mógł mu przyjść z pomocą. Ale kara była śmiesznie niska - za dokuczanie innej osobie poprzez złośliwe wprowadzanie jej w błąd, sprawcy grozi grzywna do 1500 złotych albo nagana.
Postanowił działać sam. Najpierw chciał pojechać do Mielenka tylko po to, by zdemaskować oszusta, pokazać, że wie kim jest. Jednak w styczniu 2011 r. coś w nim pękło, upokorzenie paliło go żywym ogniem. Wówczas postanowił udać się do Radka z konkretnym zamiarem pozbawienia go życia. Załamany przebył długą drogę z Zamościa na Pomorze: podróżował pociągiem i busem, a ostatni etap, ok. 5 km z Drawska Pomorskiego do Mielenka pokonał pieszo. Z Zamościa zabrał ze sobą nóż myśliwski i wydrukowaną z sieci mapkę dojazdową do Mielenka. W feralny czwartkowy wieczór (24 lutego 2011 r.) załomotał do drzwi domu, w którym mieszkał Radek.
Prosto w serce
Było już zupełnie ciemno. Zegarki w domach liczącej zaledwie 235 mieszkańców wioski - pokazywały godz. 20, gdy otworzył mu mężczyzna po pięćdziesiątce.
- Radku, ktoś do ciebie - zawołał ojciec Radosława S. Ten zdziwiony niezapowiedzianą wizytą wyszedł przed dom, zobaczyć któż to może być. Stał przed nim szczupły młodzian. Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że to Damian z Zamościa. Najpierw przez kilka minut rozmawiali. Gdy Damian utwierdził się w przekonaniu, że ma do czynienia z oszustem, wyciągnął z kieszeni kurtki myśliwski nóż i zatopił go w klatce piersiowej Radka. Trzeci cios okazał się śmiertelny – ostrze trafiło prosto w serce.
- Tato, ratuj - zalany krwią 28-latek zdążył tylko otworzyć drzwi, krzyknąć, po czym padł martwy na podłogę. Śmierć nastąpiła natychmiast w wyniku wykrwawienia.
Tymczasem Damian odszedł kilkadziesiąt metrów od miejsca zbrodni, wyjął telefon, wykręcił 997.
- Dyżurny policji słucham - usłyszał w słuchawce głos funkcjonariusza.
- Zabiłem człowieka, przyjeżdżajcie - po czym ze szczegółami wyjaśnił, gdzie jest i kogo pozbawił życia. Dyżurny nie wierzył własnym uszom, w pierwszej chwili pomyślał, że ma do czynienia z głupim żartem jakichś podchmielonych małolatów. Ale "dowcipniś" ani myślał żartować. Chwilę później spod domu zabrał go radiowóz.
Sąd Rejonowy w Drawsku Pomorskim aresztował go na trzy miesiące.
- Damian P. od razu przyznał się do morderstwa i szczegółowo opisał zdarzenie, jak i proces dochodzenia do prawdy. Najpierw chodziło mu tylko o to, by potwierdził swoją fikcyjną tożsamość. Na początku jednak Radosław S. nie chciał się przyznać - wyjaśniał Ryszard Gąsiorowski, prokurator z Prokuratury Okręgowej w Kaliszu.
Proces Damiana P. ruszył w marcu 2012 r. i toczył się z wyłączoną jawnością. Taki tryb rozpoznawania sprawy sąd uzasadniał tym, iż jej przedmiotem były intymne relacje między oskarżonym a pokrzywdzonym, m.in. dotyczące sfery erotycznej.
Młody mężczyzna został poddany obserwacji psychiatrycznej. Biegli uznali, że mogło to być zabójstwo w afekcie. Z opinii sądowo-psychiatrycznej wynikało, że w czasie popełnienia przestępstwa oskarżony miał w znacznym stopniu ograniczoną zdolność rozpoznania znaczenia czynu i kierowania swoim postępowaniem, dlatego sąd zastosował nadzwyczajne złagodzenie kary. Według kodeksu minimalna kara za zabójstwo to osiem lat więzienia. Tymczasem Damian P. usłyszał wyrok 6 lat pozbawienia wolności. Sąd Okręgowy w Koszalinie był dla niego bardzo łaskawy. Uznał, że nawet najniższa przewidziana za zabójstwo kara byłaby dla niego zbyt surowa.
Dziś Damian przebywa w Zakładzie Karnym w Rzeszowie. Czy żałuje tego co zrobił, czy ma szansę na przedterminowe warunkowe zwolnienie?
Zamościanin nie chciał rozmawiać. Nie chce rozpamiętywać tego, co zrobił, wracać pamięcią do zdarzenia, które jego zrównoważone czy nawet nudne życie odwróciło do góry nogami. Do dziś sąsiedzi P. nie mogą uwierzyć w to, co się stało 800 km od Zamościa. - Przecież Damian to spokojny chłopak, nie możemy zrozumieć, co mu strzeliło do głowy. A mieszkańcy małej wioski pod Drawskiem Pomorskim współczują rodzinie zabitego Radka. –To bardzo porządni ludzie. Przykra sprawa.
Aneta Urbanowicz
Źródło: http://nasygnale.pl/kat,1025343,title,M ... omosc.html
O jednego gejka mniej
