Re: Zlot DeKómpany
Wiadomo od samego rana przygotowania. Koło 15 – tej namawiam Zelmera żeby ruszał zada. Bo korki, itp.
Do Katowic dotarliśmy szybko bo koło 18:40 ( Zelmer prowadził ) w tym czasie Hardy i Olesio już mnie informują, że są w drodze i nie długo się spotkamy. Zelmer i Elmek z głodu zaczęli szukać budki z hamburgerami ( rozpacz

- No jestem już przy wyjściu dworca – informuje.
- Super ale którego? – Byliśmy na Andrzeja Struga.
- No tutaj na Kościuszki – podaje namiary Hardy
- No to dawaj do nas pod drugie wejście – zachęcamy do nas kolegę.
Po 30 minutach szukania i dzwonienia do nas. W końcu trafił ! ( dobrze, że w ogóle)
Niepewnym wzorkiem nas oblookał ( jak sprzęt zużyty ) dzwoni do mnie. Popatrzyłem na niego, To jednak Ty ! – mówię, Ano ja. - odpowiada uśmiechnięty. Przywitaliśmy się i czekamy na Olesia.
O dziwo on nas od razu odnalazł. No to nic pakujemy się do auta i heja na Kaczogród.
W między czasie telefon do shoya. Rozpalaj ognisko, grilla cokolwiek bo ludzie głodni.
- My to chyba po przyjeździe pójdziemy spać słyszę w odpowiedzi...
- Yyy, że co zrobimy? - pytam
- No pójdziemy spać, bo na grilla/ognisko już za późno.
- Popatrzyłem, na chłopaków oni na mnie i po sobie. Wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Widzę, że trafiłem wśród swoich nikt normalny nie jest, żeby iść spać o 22.
Trudno co ma być, to będzie. Jedziemy dalej. Olesio blisko domu Shoya dzwoni znowu i informuje:
- Usłyszysz nas bo muzykę z Lotusa będzie słychać.
- Trudno nas nie usłyszeć w tej głuszy o 22 - mówię śmiejąc się z resztą chłopaków.

Trafiliśmy ( najnowsza auto mapa, sprawdziła się doskonale, ale cii )
Pierwsze wrażenia... ciemno jak w dupie.

- Masz tu światło? - pytam shoya.
- No jest, ale chodźcie na łąkę pokażę, gdzie będziemy koczować. Idziemy
Naszym oczom ( chociaż ciemno było ) ukazała się lepianka, lepsza niż w Settlerach działo Shonaya. Dech nam zaparło ( przynajmniej mnie ) No nic w gorszych spelunach bywałem. Ważne, żeby na łeb nie kapało. Aparat w dłoń i cykamy foty, uwieczniając to co jest.

Ucieszyłem się ( i chyba nie tylko ja ) widząc Amigę 1200, PSX oraz kilka krzeseł
( o jednym to za chwilę ) Pierwsze lody przełamane. Amiga odpalona, gramy. Piwko oraz inne napoje zdrowotne, zostały po otwierane, wszyscy w dobrych humorach siedzą i się cieszą, jak żyd do sera. Na pierwszy ogień poszło IK+.

Następnie, Dyna Blaster, Worms, Shadow Fighter ( Hardy o tym wie, o czym mówię) oraz kilka innych gier z PSX. Napoje, zaczęły działać, komary zaczęły gryźć, ogólnie zaczęło być nie przyjemnie. Szybki rajd na stację, z Olesiem zaowocował, zakupem litra podpałki do grilla, oraz 3 sztuk sprayu na komary. ( Aż dziw, że mieli coś takiego na stacji )
Wszyscy wypsikani, przed komarami, dalej dzielnie grają. A Zelmer zaczyna się brać za ognisko.

Fotki zostały robione częściej, ku innej uciesze ludzi, nie spodziewających się wykonania foty w nocy z bliskiej odległości.





Wg mnie Shoonay coś kombinował, bo co chwila zamykał oczy. ( Ale pozuje jak prawdziwy artysta )
Kilka browarów spowodowało to, że Olesio zdobył się na próbę sprawdzenia, wytrzymałości krzesła ogrodowego. ( Źle siedział, a ziemia była miękka) Nagle ! Trzask ! Ryms ! Łup ! O Jezu ! Buhaha ! Hahaha !
Olesio złamał krzesło lądują na dupie wystraszony bardziej połamaniem krzesła niż naszymi dzikimi wrzaskami ze śmiechu.



Dostał informację, że musi odkupić cały zestaw ogrodowy. Na następny zlot. W swojej dobroci, Shonnay darował mu to krzesło. Przez resztę wieczoru Hardy pilnował Olesia, a Olesio pilnował się, żeby nie połamać więcej krzeseł. Prawie do świtu graliśmy w różne gry, śmiechu co nie miara z krzesła oraz innych rzeczy. Ja pierwszy położyłem się spać. Pierwszy dzień minął.
Rano po przebudzeniu, Shonnay podzielił się miską z wodą. Hardy się chciał w niej kapać, ale odradziliśmy mu ten pomysł bojąc się o niego, nie o miskę. Śniadanie, składało się z kiełbasek, oraz piwa. ( Olesio dieta poszła sam wiesz gdzie )

Dzień znowu nam minął, pod znakiem gier z Amigi, piwa, ( ja nie piłem kierowca ) dzikich śmiechów.
Wieczorem dotarł do nas Kazik (Ten sam, co go opieprzyłem za dział powitań )


(Zgadnijcie w co grali, Hardy i Kazik)
Ale niestety ze względu na Zelmera i jego kolegę z pracy musieliśmy wracać. Odstawiłem chłopaków, Olesia na dworzec w Katowicach, gdzie miał pociąg do domu. Hardego na dworzec autobusowy w Bytomiu. Gdzie miał busa czy coś innego. A my z Zelmerem dalej wracaliśmy do Łodzi. Dotarliśmy dopiero o 2:23 do domu.
Podsumowując cały zlot. Impreza była bardzo fajna. Wielkie dzięki i pokłony należą się Shonnayowi za wykonanie lepianki, udzielanie lodówki, oraz inne rzeczy.
Hardemu za to, że męczył nas grą Shadow Fighter. Olesiowi, za to, że męczył nas grą Sensible World od Soccer. Zelmerowi za dzielne rozpalanie ognia, 5 godzin w nocy, a grill rano szybko zapłonął. A mnie, to za to, że dotarłem cały i zdrowy z Zelmerem na pokładzie auta, pomimo zmęczenia i chrapania Zelmera na siedzeniu obok.
Aha największą furorę, zrobiła latarka Shoya, jedyne źródło światła w nocy, na całym zlocie.

Nie będę, się wypowiadać, na temat osób, chcących być na zlocie i nie pojawieniu się na nim. ( to już inny temat ) Napisze, tak: Kto chciał być, to był, kto nie był niech żałuje. Czyli:
Impreza zlot The Company... BOMBA
